Ludzie stojący za profesjonalnymi tłumaczeniami: Mariano Marchesini
Na grupie Translators and Interpreters na Facebooku, planowana jest seria cotygodniowych postów przedstawiających ludzi. Z niektórymi z nich mogliście się już zetknąć, podczas gdy inni pozostawali w cieniu... aż do teraz! W kolejnych tygodniach i miesiącach będziemy poznawać ich wszystkich po kolei. To jest nasz 18 profil.
W przeciwieństwie do większości naszego zespołu w La Plata, droga Mariano Marchesin była raczej okrężna. Jak zapewne pamiętacie, wielu z dotychczasowych członków zespołu po raz pierwszy usłyszało o ProZ podczas studiów tłumaczeniowych, a następnie, wcześniej czy później, trafiło do nas. Ale historia Mariano jest inna, jak dowiaduję się podczas naszej rozmowy. Siedzi tam w ciepłym ubraniu i czapce z daszkiem (w Argentynie jest zima), popijając filiżankę wszechobecnej yerba mate...
Po ukończeniu studiów z zakresu budownictwa i wzornictwa przemysłowego Mariano przeprowadził się do La Platy i aby związać koniec z końcem, musiał dziesięć razy zmieniać miejsce zamieszkania - ale przynajmniej, jak twierdzi, dzięki temu poznał wielu ludzi! Zaczął szukać pracy, aby po prostu opłacić rachunki. Ale przemysł wytwórczy był w opłakanym stanie (jak przez dziesięciolecia), więc próbował swoich sił w inżynierii dźwięku. Nie była to jednak jego filiżanka yerba mate, więc skończył pracując w klinice terapii zajęciowej, pomagając ludziom w przemieszczaniu się z wózka inwalidzkiego do łóżka i odwrotnie.
Była to ciężka praca, źle płatna i całkowicie poza jego strefą komfortu, ale też satysfakcjonująca, kiedy nawiązywało się więź z ludźmi, których ciała były "złamane" i odzyskiwało się ich pierwsze drobne ruchy.
Mimo to Mariano chciał odejść. Szukał dalej i wysyłał setki CV dziennie. Kiedy natknął się na ogłoszenie w ProZ, nagle okazało się, że musi poznać zupełnie nową branżę. A jak wszyscy wiemy, strona internetowa ma sporo informacji na każdej stronie... Poświęcił więc trochę czasu na zapoznanie się z nią i w końcu dostał pracę.
Teraz pracuje częściowo w zespole wsparcia, zwłaszcza z członkami, którzy otrzymują prowizję i pomaga ludziom w podnoszeniu ich profili. Równocześnie bada sposoby ulepszenia aplikacji na telefon (co wreszcie wymaga jego umiejętności projektowych), ocenia problemy i szuka rozwiązań, a także pracuje nad programem tłumaczeń ustnych, pomagając w rekrutacji tłumaczy.
Z pewnością jest to o wiele lepsze niż praca w klinice, od operowania w małej, zamkniętej przestrzeni i dźwigania ciężarów, do interakcji z tłumaczami z całego świata, z zespołem inteligentnych ludzi, którzy zostali zatrudnieni w tym samym czasie.
Mariano, poproszony o powiedzenie czegoś ciekawego o sobie, jest wyraźnie zakłopotany. Poza graniem na gitarze od czasu do czasu, jazdą na rowerze i odrobiną majsterkowania (w tym zaprojektowaniem i wykonaniem własnego ergonomicznego krzesła biurowego), jako zadeklarowany introwertyk mówi, że naprawdę nie jest mu łatwo tak dmuchać we własną trąbkę.
To stawia mnie przed pewnym wyzwaniem, jeśli chodzi o dokończenie tego profilu.
Ale potem Mariano przysyła mi swoje zdjęcie, na którym skacze ze spadochronem. Kiedy go o to pytam, mówi, że lubi prędkość i "doświadczenia bliskie śmierci" - obserwowanie na własne oczy, jak strach może zamienić się w czystą euforię.
Nazwałbym to dość interesującym, nie sądzicie? Czytaj więcej na: http://ambient.com.pl